Zdecydowaliśmy się podróżować pociągiem. W końcu to wygodniejszy środek transportu niż autobus. Poszliśmy kupić bilety. Kasjerka pyta czy chcemy rezerwować miejsca. My sobie myślimy, że skoro nie jest to niezbędne to po co płacić? Przecież rezerwacja też nie daje gwarancji siedzenia, gdyż jeżeli na naszym miejscu usiądzie jakaś staruszka to przecież jej nie wygonimy. No więc bez rezerwacji, godzinę przed odjazdem, wsiadamy do podstawionego pociągu. Miejsca pełno. To się jednak zmieniło. W chwili odjazdu było tyle ludzi, że trudno było przejść korytarzem. Niemal każdy miał rezerwację. Udało nam się znaleźć przedział z jednym miejscem wolnym. Ja w nim usiadłam, a Maciek usiadł na rozkładanym krzesełku w korytarzyku (takie jak w polskich pociągach). No to jedziemy. No ale chwila – to Serbski pociąg. Wolność, radość i swoboda dla każdego. Chyba każdy w tym pociągu palił. Nie tylko w korytarzyku, ale także w przedziałach dla niepalących. Żaden niepalący się nie odzywał. W przejściu koło toalet rozsiadła się grupa młodych chłopaków. Najpierw zaczęli bardzo głośno grać na gitarze i śpiewać. Nawet ładnie. Bardzo głośno. Nikt im słowa nie powiedział, że zakłócając spokój czy coś. Chyba nawet nikt nie szemrał ani nie narzekał, że ‘przecież ludzie chcą spać’. Wszyscy spokojnie jechali, uśmiechali się, palili. Jak pociąg na Woodstock – totalna tolerancja. Później chłopakom znudziło się granie, więc przez następnych 10h puszczali bardzo głośną muzykę z odtwarzacza, śpiewali, a na stacjach wychodzili z pociągu i tańczyli. I wszyscy byli zadowoleni. Ech, ta słowiańska dusza…
2h po planowanym czasie dotarcia na miejsce byliśmy w nadmoskiej miejscowości Bar.
Agata