Plan na dziś – nie spocić się! Pod tym hasłem o 10 rano ruszyliśmy w miasto wiedząc, że o 23 wsiadamy do pociągu. Po 15 minutach w upale plan diabli wzięli. Postanowiliśmy wejść na górę Gelerta. Znajduje się ona w centrum Budapesztu. Okazało się, że to genialny punkt widokowy. Następnie ruszyliśmy w kierunku wyspy, na której byliśmy dzień wcześniej. Sporo po nie spacerowaliśmy i natrafiliśmy na fantastyczny park wodny. Koszt wejścia 40zł/osobę niezależnie od czasu spędzonego na basenie. Stwierdziliśmy, że drogo, ale tak się zaczęliśmy przyglądać cennikowi i znaleźliśmy informację, iż 3h przed zamknięciem wejście kosztuje 20zł/osobę. Godzina była już późna więc udało nam się po 30 minutach być już na terenie kąpieliska. Takiego aquaparku nigdy nie widziałam. Pełno fontann, biczów wodnych, gorących i zimnych basenów, ślizgawek itp. Spędziliśmy tak 2,5h świetnie się bawiąc. Następnie ruszyliśmy po bagaże, a potem na stację kolejową. Pod tablicą odjazdów pociągów zapytałam pracownika ochrony z którego peronu jest odjazd do Belgradu. Człowiek ten nie dość, że wszystko nam wytłumaczył to jeszcze zaprowadził nas do grupy osób czekających na ten sam pociąg. Byli tam: Dunka pochodzenia Szwajcarskiego, Szwajcar, Duńczyk i człowiek pochodzenia bałkańskiego mieszkający w Holandii, który mówi w 9 językach, m.in. po Polsku. Okazało się, że poznali się przed chwilą właśnie poprzez tego ochroniarza. Szwajcar co prawda jechał do Bukaresztu, ale też się załapał. W pociągu usiedliśmy z Duńczykiem, Bałkanem i Serbką. Podróż minęła niezwykle przyjemnie. Nawet sobie trochę pośpiewaliśmy. O 6:25 dotarliśmy do Belgradu.
Agata