Miniony weekend spędziliśmy zwiedzając Belgrad. W sobotę wybraliśmy się nad jezioro Ada. Pisaliśmy o nim wcześniej. Tym razem nie poszliśmy jednak pływać, ale grać w siatkówkę, gdyż jest tam wiele specjalnie przystosowanych boisk. W niedzielę zwiedzanie rozpoczęliśmy od odwiedzenia ogrodu botanicznego. Raczej się na nim zawiedliśmy. Wstęp kosztował 6zł/osoba, a w zasadzie wyglądał jak zwykły park. Być może botanicy mieliby czym się tam zachwycać, ale my raczej nie. Następnie poszliśmy odwiedzić Kalamegdan. Są to ruiny twierdzy obronnej. Jak piszą na Onecie: „Obszar ten został ufortyfikowany jeszcze w czasach osadnictwa celtyckiego, ale dopiero Rzymianie zbudowali twierdzę Singidunum. Większość dzisiejszych warowni została wzniesiona w XVII w.”. Zamek jest fantastycznym miejscem, w którym można spędzić zarówno popołudnie, oglądając panoramę miasta jak i wieczór, siedząc na murach wśród dziesiątek młodych ludzi sączących piwko (tutaj za to nie mam mandatów). Pod zamkiem znajduje się ZOO. Zajmuje ono dosyć mały obszar, ale jest za to wypełnione zwierzakami. Największa wrażenie wywarł na nas bardzo towarzyski słoń, który bardzo chętnie wymachiwał trąbą w kierunku ludzi. Oprócz niego był paw spacerujący alejami dla turystów, hipopotamy, bizony, węże, małpy, foki, żyrafy, zebry, itp. Dziś natomiast odwiedziliśmy targ chiński. Jest to niewielka, dwupoziomowa hala, na której można kupić niemalże wszystko. Jakość towarów pozostawia wprawdzie wiele do życzenia, ale cena jest zawsze zadawalająca. Targ znajduje się w nowej części Belgradu, która jest znacznie bardziej zadbana, niż stara część, w której mieszkamy.
Agata